Szmaragdowa tablica przepisem na niezobowiązującą lekturę

każdy widział tę okładkę/fot. autor bloga
Carla Montero, Szmaragdowa tablica
 Dom Wydawniczy Rebis 2013
s. 670

Miała się ta recenzja zadziać przed Majówką, ale niech będzie grubo po, bo trochę złych rzeczy się zdrzyło i opóźniło to zdecydowanie jej publikację. Ale lepiej teraz niż nigdy, tym bardziej, że tytuł znany, choć raczej nieoczywisty. Trochę mi z taką literaturą nie po drodze, ale co tam, na przekór i w poszukiwaniu lekkiej i jednocześnie wciągającej książki sięgnęłam po Szmaragdową tablicę Carli Montero. Czy wynikło z tego coś dobrego?

Na wstępie słów parę o historii - jak to się w ogóle stało, że ze Szmaragdową tablicą się spotkałam? Pewnie wielu pamięta dosyć widoczną reklamę tego tytułu. Okładka gościła na licznych witrynach księgarskich, portalach poświęconych czytelnictwu i wszędzie, gdzie jest to tylko możliwe. Szumne i zachęcające hasła wskazywały na niepowtarzalną ucztę literacką, intrygę od której nie będzie można się oderwać, przyjemność dla oczu i dla ducha.

Przynajmniej w części trzeba przyznać temu rację. Szmaragdowa tablica prowadzi nas przez kilka historii, nawiązujących m.in. do czasów II wojny światowej oraz dziejących się obecne (tak tak, już to znamy, zabieg taki jest ostatnio na fali), które jednak w finale powieści łączą się w całość. Autorka postawiła na sprawdzone wątki - tajemnicę ukrytą w obrazie, nieznane historie rodzinne, miłość na przekór pochodzeniu i sprawowanej funkcji. Jest w Szmaragdowej tablicy sporo historii (wykładanej często łopatologicznie, główna bohaterka, Ana, mimo swojego świetnego wykształcenia wydaje się być osobą niedouczoną, której tłumaczyć trzeba rzeczy oczywiste), są sceny mrożące krew w żyłach, namiętność i tragedie. Mamy też parę sympatycznych homoseksualistów, przyjaciół Any, co trąci nawiązaniem do średniej klasy amerykańskich filmów puszczanych w wieczornym niedzielnym paśmie filmowym telewizji publicznej. Mówiąc prościej, strasznie to sztampowe.

Mimo wszystko, brzmi to jak przepis na udany bestseller, i tego tytułu nie można Szmaragdowej tablicy odmówić. Przyznam, momentami akcja trzyma w napięciu, momentami niestety wieje nudą i naiwnością. Carla Montero sprostała jednak wyznaczonemu sobie zadaniu zbudowania suspensu i podczas lektury czytelnik jest niejednokrotnie zaskakiwany przez bieg wydarzeń.

Z bólem serca odmawiam sobie oceny wartości literackich Szmaragdowej tablicy. Obiecałam sobie jednak, że kwalifikuję tę książkę jako niezobowiązującą rozrywkę, a od takiej nie do końca wymagam zapierającego dech w piersiach polotu językowego. W jednym zdaniu powiem tylko, że może i momentami jest trochę topornie, ale sposób pisania (a raczej tłumaczenie, bo to w końcu na nim się opieram) nie razi błędami czy brakami.

przed snem jak znalazł/fot. autor bloga
Nie mogę jednak nie wspomnieć o rzeczy drugo-, a nawet trzeciorzędnej, która jednak mnie osobiście psuła trochę przyjemność lektury. Lokowanie produktów, zamierzone czy też nie, przywodzące mi na myśl programu telewizyjne, niewątpliwie mnie mierziło. Przykład? Proszę bardzo - telefony komórkowe. Ana nie odczytuje smsa na komórce czy telefonie, tylko na swoim BlackBerry, w jednej ze scen dopytywała natomiast co to jest HTC (z którego korzystała inna z postaci), bo chyba w głowie jej się nie mieściło, że telefony komórkowe produkują też inne firmy (kompan jej przygód, tłumaczył jej nawet, że ten drugi jest lepszy od pierwszego, co wywołało u niej spore zdziwienie i niedowierzanie). Pytam - po co to wszystko?

Może jeszcze jedna rzecz - sama postać głównej bohaterki. O ile do innych stworzonych przez autorkę postaci co do zasady nie można mieć większych zastrzeżeń (pod warunkiem braku wygórowanych oczekiwań), to Ana jest po prostu niedopracowana, a przez to w jakiejś mierze niewiarygodna. Jej wykształcenie i dalsza obrana droga kształcenia nie idzie w parze z wiedzą i poziomem obycia, jakie Ana prezentuje na kartach książki.

Czuję pewien niedosyt, choć z drugiej strony i tak cieszę się, że nie było najgorzej, bo  naprawdę nie wiedziałam, czego się można po Szmaragdowej tablicy spodziewać. Nie trzyma nieustannie w napięciu, ale nie mogę nie przyznać, że autorce wyszła spod pióra całkiem zgrabna powieść. Jeżeli założymy, całkiem naturalnie i oczywiście, że przeważająca część społeczeństwa jeśli już sięgnie po książkę, to będzie to jakieś beletrystyczne czytadło, to chętnie części tej polecę Szmaragdową tablicę. Niezobowiązująco, poprawnie, w porządku - można czytać.

ocena: 6,5/10

Komentarze

Popularne posty