Też Nie wierzę w życie pozaradiowe i dlatego Marka Niedźwieckiego lepiej się słucha niż czyta
nie trzeba było czytać/fot. autor bloga |
AGORA SA, 2011
s. 168
Piszę tę recenzję trochę z bólem serca. Ale sama tego chciałam. Dlaczego? Obiecałam sobie, że raczej nie będę czytać wspomnień czy autobiografii, zwłaszcza osób żyjących, a jeśli już to będę je dobierać według jakiegoś bliżej na razie nieokreślonego klucza. Nie mogłam się jednak powstrzymać gdy napotkałam Nie wierzę w życie pozaradiowe Marka Niedźwieckiego w atrakcyjnej cenie. A skoro już kupiłam to, gdy potrzebowałam lektury niewymagającej, padło właśnie na Pana Marka. I klops.
W ramach krótkiego wstępu powiedzieć muszę jeszcze, że właściwie od małego, i nie jest to żaden frazes, towarzyszy mi głos Marka Niedźwieckiego, głównie dlatego, że niemal od urodzenia spędzam piątkowy wieczór z Listą Przebojów Programu Trzeciego. Obecnie piątkowy wieczór przy odbiorniku jest dla mnie i M. czasem świętym i nikt nas wtedy nie wyciągnie na imprezę czy do kina. Ot, takie zboczenie. Stąd do lektury Nie wierzę w życie pozaradiowe podchodziłam z dużą obawą.
Najpierw skupię się na pozytywach. Książka napisana jest naprawdę zgrabnie i wierzę, że wyszła spod pióra samego Pana Marka. Do tego tekstowi towarzyszą liczne zdjęcia z różnych okresów życia prezentera radiowego, głównie z prywatnych albumów. Poznajemy dzieciństwo autora, jego kontakty z rodziną oraz drogę do studia radiowej Trójki. Nie wierzę w życie pozaradiowe trochę pokazuje czytelnikowi, jak mija życie Marka Niedźwieckiego.
Właśnie, trochę. I teraz ja znalazłam się recenzencko w pewnym impasie. Bo po przeczytaniu książki czuję pewien niedosyt, że pan Marek z jednej strony powiedział wiele, ale to wszystko jego wierny słuchacz i tak już wcześniej wiedział, a z drugiej pozostawił poczucie, że równie dużo nie zostało dopowiedziane. A impas związany jest z pytaniem, czy ja chciałabym, żeby to coś zostało dopowiedziane, czy wolę żyć z wiedzą, że Marek Niedźwiecki idzie przez życie względnie samotnie, często lata do Australii i zdarza mu się wyłączyć telefon w domu? Chyba jednak to drugie. Więc, z mojego punktu widzenia, lepiej żeby ta książka nie powstała.
takie fajne płyty poleca Pan Marek/fot. autor bloga |
Jeszcze jedna uwaga - Marek Niedźwiecki często opowiada o swoich przyjaciołach czy towarzyszach życia, szeroko pojętych, z którymi to życie jakoś przeżywa. Brak szerszego wprowdzenia tych postaci może powodować, że czytelnik nie do końca obeznany z audycjami Pana Marka, a taki przecież też się może zdarzyć, nie zorientuje się, kim jest dana, wspominana przez autora osoba.
W Nie wierzę życie pozaradiowe zdarzają się jednak wyznania dla czytelnika, w więc także zapewne dla autora, bolesne. Marek Niedźwiecki pisze: Zakochiwałem się i odkochiwałem. Porzucałem i byłem porzucany. W końcu zacząłem poświęcać się radiu, wspomina niejednokrotnie także, że nie zdążył wszystkiego powiedzieć swojemu tacie przed jego odejściem. Komentuje też, dosyć oszczędnie, bo w kilku zdaniach, ale jednak, swoje czasowe odejście z Programu Trzeciego Polskiego Radia, w które wielu nie mogło uwierzyć. Są to takie wtrącenia między ciągnięciem powierzchownie historii Pana Marka oraz przedstawianiem kolejnych stworzonych lub spisanych przez niego rankingów - muzycznych i podróżniczych .
Nie jestem z tej lektury zadowolona. Jest trochę chaotyczna i pozostawia czytelnika z dużym niedosytem, który nie wiadomo zresztą, jak trzeba by wypełnić, żeby nie naruszyć prywatności autora. Tak, lepiej żeby ta książka nie powstała. Albo żebym ja jej nie czytała. Mam wrażenie, że Nie wierzę w życie pozaradiowe jest jedną z tych chałtur, o jakich mówi sam Marek Niedźwiecki w książce. Na rynku dostępna jest też nowsza książka - Radiota, czyli skąd się biorą Niedźwiedzie napisana również przez prezentera. Ciekawi mnie jej treść, ale raczej po nią nie sięgnę. Z szacunku dla Pana Marka.
ocena: 6/10
Komentarze
Prześlij komentarz