Śląskie Targi Książki idą ku dobremu!

Pierwszy raz Śląskich Targów Książki/fot. autor bloga
Słowo się rzekło, kobyłka u płota, nadszedł długo wyczekiwany weekend listopadowy a z nim I Śląskie Targi Książki. Dzieliłam się już nadziejami i obawami, pora na pierwszą część podsumowań mówiącą o tym jak było. Druga część, potargowy stosik, pojawi się jak tylko go ogarnę.

Zapowiadałam, że będę na Targach w niedzielę, ale już w sobotę nie wytrzymałam i pojechałam na małe przeszpiegi. Po pierwsze, żeby zobaczyć, jak to wszystko wygląda, po drugie, żeby nie było wstydu przed Rodziną, z którą jechałam w niedzielę, że ochy i achy przed Targami, a w rzeczywistości skucha.
Małgorzata Szejnert/fot. autor bloga
Nie było skuchy ani w sobotę, ani w niedzielę. Mimo braku reklamy, o której już pisałam, Ślązacy przybyli tłumnie zarówno drugiego dnia Targów (co nie było dziwne, bo sobotnie popołudnie może sprzyjać takim rozrywkom) jak i dnia trzeciego (co mnie trochę zdziwiło, bo nie spodziewałam się tłumów w niedzielny poranek, a było chyba bardziej tłoczno niż w sobotę). Odwiedzający chętnie tłoczyli się zarówno przy wystawowych stoiskach jak i podczas spotkań autorskich (a tych było całkiem sporo, w tym niektóre, szczególnie te odbywające się na scenie głównej, były bardzo obłożone).
jeden z hitów - prof. Bralczyk i Michał Ogórek/fot. autor bloga

To nie Kraków ani Warszawa, powiecie i będę musiała się z Wami zgodzić. Ale z drugiej strony właśnie może brak takiego targowego szaleństwa jak w ww. miastach, na które przecież niektórzy blogerzy w tym roku bardzo narzekali, pozwolił na odbycie ciekawych rozmów z pełnymi energii wystawcami. Szczególnie ostatniego dnia udało nam się przechodzić od stoiska do stoiska i pogadać o ofercie wydawniczej, pożartować i dokonać odpowiednich zakupów.
Weronika Murek bardziej kameralnie/fot. autor bloga

Większość stoisk była wyjątkowo merytoryczna - prezentowały się mniejsze i większe wydawnictwa, a fotele masujące (tak, tak, były w wersji lux z masującą wanną) ukryły się gdzieś w kąciku. Trochę rozczarowały mnie stoiska większych wydawnictw - Znaku, Czarnego czy Wydawnictwa Literackiego, ale bardzo pozytywnie zaskoczyły te mniejsze, naprawdę otwarte na klienta. Oj, dobra, pochwalę się - uczestniczyłam w Targach incognito (w sensie bez jakichś plakietek że bloger czy coś) i uwielbiane Dowody na Istnienie rozwiązały mój problem z gatunku tak wiele książek tak mało kasy i jedną postanowiły mi do zakupów dorzucić :)

Spotkania odbywały się symultanicznie (w przeciwieństwie do zeszłego roku, kiedy właściwie nie odbywały się wcale), stąd ciężko było się zdecydować, kogo słuchać i oglądać. Podczas mojej wizyty główną atrakcją były te przeprowadzone z Małgorzatą Szejnert oraz profesorem Jerzym Bralczykiem i Michałem Ogórkiem i oba cieszyły się naprawdę sporym zainteresowaniem.

można było upolować podpisy/fot. autor bloga
Podczas Targów odbywała się wymiana książek zorganizowana przez Śląskich Blogerów Książkowych - plus za ograniczenie rocznikowe przyjmowanych książek, wybór był przez to mniejszy, ale też bardziej konkretny. Można było także wspomóc dzieci z fundacji Mam Marzenie i za drobny datek wybrać książkę - niespodziankę. Mój Szanowny Ojciec upolował Moją Walkę. Księgę 1, a więc było całkiem zacnie.

Właśnie - dzieci. Super, że tyle stoisk było poświęconym najmłodszym czytelnikom. Sama bym chętnie nabyła takie wspaniałości edytorskie i tematyczne, jakie adresowane są do dzieciaków. A poza tym były miejsca zabaw, gier czy kolorowania.  Prawdziwie wzruszył mnie dzieciaczek, który zaraz po wyjściu z Targów siedział ze swoją mamą i jak zaczarowany oglądał Animalium - nie dziwię się mu zresztą wcale.

I Śląskie Targi Książki dobrze rokują na przyszłość. Jest jeszcze trochę rzeczy do ulepszenia i poprawy, ale mam nadzieję, że ci wystawcy, którzy w tym roku się pojawili przekonali się, że warto być w Katowicach za rok, a ci których nie było dowiedzą się, ile stracili. Podobnie jak odwiedzający - ale tu potrzebna jest reklama, rzecz która chyba najbardziej podczas Targów kulała.

Komentarze

Popularne posty