Recenzja: Przebiśniegi

Przebiśniegi/fot. autor bloga
 A.D. Miller, Przebiśniegi
Świat Książki, 2011
s. 221

Czasami, głównie podczas choroby, nachodzi mnie nagła potrzeba przeczytania kryminału, powieści sensacyjnej czy innej książki z gatunków podobnych. Ma się coś dziać, mam się trochę przestraszyć, ale generalnie powinno być lekko i przyjemnie. W czasie majowego przeziębienia chwyciłam za Przebiśniegi A.D. Millera. Miało być, powołując się na okładkową rekomendację, wciągająco, wyrafinowanie, obezwładniająco. A jak się skończyło?

Przebiśnieg, jak podaje autor i co niejednokrotnie podkreślone zostało w książce, to w rosyjskim slangu trup, który pojawia się przy okazji topniejącego śniegu, a który w danej zaspie został ukryty gdzieś podczas długiej i srogiej zimy. Niestety, ta książka to właśnie taki trup pojawiający się, gdy odrzucone zostanie wrażenie robione przez całkiem dobrą okładkę, ciekawy temat i zgrabny opis książki.

Przebiśniegi to historia angielskiego prawnika pracującego w Moskwie, który przypadkowo poznaje dwie atrakcyjne i młode Rosjanki. Dziewczyny powodują, że bohater traci rozum, i to zarówno na polu prywatnym jak i zawodowym. Czytelnik jest świadkiem podpisywania podejrzanych kontraktów, zgody na niejasne reguły gry rosyjskich szemranych biznesmenów i płomiennego romansu Nicka (Anglik) i Maszy (jedna z poznanych Rosjanek). Całość utrzymana jest w konwencji wyznania o skrywanej dotąd przeszłości, czynionego przyszłej żonie bohatera.
może trzeba było czytać coś innego?/fot. autor bloga

I czytelnikowi może się wydawać, że narrator wszystkiego swojej wybrance nie mówi. Zdaje się bowiem, że średnio rozgarnięty turysta nieznający w ogóle realiów rosyjskich wcześniej zorientowałby się, że coś jednak w całej tej układance nie gra, i to w co najmniej kilku punktach. Tymczasem tu mamy już całkiem dobrze obeznanego z Moskwą prawnika który, mówiąc kolokwialnie, daje się zrobić jak dziecko.

Przebiśniegi to książka przegadana, ugrzeczniona, z naprawdę małą ilością stwierdzonych trupów. Wydaje się, że nic tam nie jest wyjaśnione do końca, choć coś zdecydowanie powinno być. Można dodać kilka punktów za próbę przedstawienia mechanizmów działania społeczeństwa i biznesu we współczesnej Rosji, ale to nie wystarcza, żeby książkę nazwać porywającym thrillerem. Tym bardziej, że tło nakreślone w Przebiśniegach jest wymarzone, gdy chce się utrzymać czytelnika w napięciu i stworzyć kryminalną intrygę. 

Obok książki A.D. Millera leżała na półce cała kolekcja książek Simona Becketta. Twórczości tego autora też nie znam, ale może lepszym wyborem byłoby sięgnięcie właśnie po jedną z tych pozycji. Przebiśniegi to lektura po prostu mało interesująca, równie mało wciągająca i na pewno nie można jej postawić na półce z pełnowartościowymi kryminałami. Kto nie musi, niech po nią nie sięga.

ocena: 5/10

Komentarze

Popularne posty