Cinema City Unlimited - czy filmowy ignorant może stać się kinomanem?

czy mogę zobaczyć kartę?/fot. autor bloga
Każdy ma w życiu chwile szaleństwa - jedni skaczą ze spadochronem, inni oddają się ostrym melanżom, jeszcze inni kupują hipersuperdrogie torebki.... a ja, która w kinie bywałam raz na rok, a wciągnięta w rozmowę o filmie mówiłam - nie wiem, nie widziałam, w chwili szaleństwa stałam się posiadaczką karty Cinema City Unlimited. Czyli podpisałam pakt z kinowym diabłem, że będę mu dostarczać comiesięczną daninę za możliwość nielimitowanego chodzenia do kina. Ja, która w kinie bywałam raz na rok. 

Właśnie, bywałam. Od miesiąca, czyli do momentu, gdy zawarłam opisaną wyżej umowę, oglądam przeciętnie dwa do trzech filmów tygodniowo. Szokujące! Teraz, gdy dysponuję wolną chwilą (trwającą średnio dwie godziny), wsiadam w samochód i po dziesięciu minutach wchodzę do kinowej sali. 

Wrażenia? Po pierwsze, okazuje się, że jednak lubię oglądać filmy, a już zwłaszcza na dużym ekranie. Faktyczny nielimitowany dostęp do dzieł kinematografii (z drobnymi dopłatami do wersji 3D i IMAX) powoduje, że nie zastanawiam się, co najbardziej chcę zobaczyć, tylko jak Pokemony, łapię je wszystkie. Co oczywiście powoduje, że czasem łapię też wpadkę filmową, ale przynajmniej mam już wyrobione zdanie na temat danego obrazu. Chodzenie do kina straciło status sobotniego święta i stanowi zamiennik wtorkowego seansu na Netflixie.

Z drugiej strony, spotykam się oczywiście z klęską urodzaju - czuję swojego rodzaju obowiązek chodzenia do kina, bo przecież skoro kartę mam, to jak to tak, nie zobaczyć! Dobra, odpuszczam horrory, Greya i większość filmów animowanych. Ale poza tym, proszę bardzo - Kong. Wyspa Czaszki, czyli film daleko daleki od moich gustów - jasne! Maria Skłodowska -Curie (ocena na Filmwebie - 5,5) - czemu nie! 

teraz kupuję już tylko online/fot. autor bloga
Zawczasu też odpowiem na kręcenie nosem, że multiplex, że sama komercha - też tak myślałam. I owszem, grane co godzinę Porady na zdrady są przesadą, ale widz trochę bardziej wymagający znajdzie coś dla siebie - w kinie do którego chodzę najczęściej puszczają co jakiś czas obraz z kręgu filmów dedykowanych kinom studyjnym.

I teraz pojawia się zagwozdka - czy jedz - śpij - czytaj może być też oglądaj? Myślę, że tak i że co jakiś czas recenzja bardzo dobrego lub bardzo złego filmu może się tu pojawić. Nie będziecie mieć mi tego za złe?

Bycie początkującym etatowym kinomanem doprowadziło jeszcze do jednego spostrzeżenia - brak nam, społeczeństwu, kultury widza kinowego. Już ok, chrup sobie kinowy współoglądaczu ten popcorn czy zasysaj Coca-colę (choć może da się to robić wtedy, gdy dźwięk z ekranu jest nieco głośniejszy?), ale na miły Bóg, nie traktuj sali kinowej jako miejsca pogaduszkowych spotkań, nie odbieraj telefonów, nie przeglądaj faceboooka (i tym bardziej nie pokazuj koleżance zdjęć nielubianej znajomej), nie komentuj głośno filmu, staraj się nie spóźniać na sam film (wchodzisz w dziesiątej minucie, ale z popcornem) - na trailery możesz, nie rozwijaj cukierków, a tym bardziej ich całej paczki, nie czytaj dziecku napisów (naprawdę, tak było!) śpij, jak musisz, ale nie chrap za bardzo. I najgorsze, co mnie chyba spotkało (może dlatego, że osoba ta siedziała obok mnie) - jak już pochłoniesz swoje kupione za ciężkie pieniądze nachosy, to nie wylizuj z użyciem palca plastikowego opakowania, w jakim Ci je zaserwowano. Skrobanie, trzask, mlaskanie, skrobanie, trzask, mlaskanie, skrobanie, trzask, mlaskanie, skrobanie... - jeśli Ty to słyszysz, to słyszą to też inni, dźwięk po sali się niesie, tak jest zaprojektowana, a skrobanie, trzask, mlaskanie może doprowadzić do furii nawet najbardziej łagodną osobę. Pamiętaj, gniew człowieka spokojnego jest najstraszniejszy...

Komentarze

Popularne posty