Umarł mi Ingi Iwasiów, czyli coś więcej niż tylko notatnik żałoby
kto zgadnie co pod spodem?/fot. autor bloga |
Wydawnictwo Czarne, 2013
s.128
Co do zasady stronię od takich książek. Jak to możliwe, spytacie, przecież na ogół czytam książki smutne, reportaże, gdzie śmierć, cierpienie, przemijanie przewija się niemal na każdym kroku. Z jednej strony racja, z drugiej staram się unikać książek, które stanowią studium śmierci własnej lub osoby najbliższej. A mimo wszystko od czasu nie tak dawnej premiery Umarł mi. Notatnik żałoby ostrzyłam sobie zęby na tę pozycję. Trudne do wytlumaczenia, zupełnie do mnie nie podobne. Szczęśliwy los sprawił, że dzięki konkursowi w Między słowami na antenie RMF Classic udało mi się wejść w posiadanie pakietu książek Ingi Iwasiów. Od razu chwyciłam za Umarł mi, choć trochę się bałam.
Umarł mi. Notatnik żałoby to próba poradzenia sobie z nagłą śmiercią ojca podjęta przez autorkę. Inga Iwasiów rozpracowuje w swojej książce nie tylko żal po stracie tak bliskiej osoby, nie tylko trudności, na jakie napotyka się przy organizowaniu pogrzebów, nie tylko niemoc, z którą trzeba się borykać w okresie żałoby - wspomina także chwile spędzone z ojcem, niejednokrotnie stosuje retrospekcje, m.in. aby pokazać czytelnikowi, jakim był on człowiekiem. Zabieg ten jest bardzo ważny, można dzięki temu nabrać osobistego stosunku do zmarłego, żałować go w większym stopniu, niż ma to miejsce przy początku lektury.
Inga Iwasiów nie skupia się tylko na stracie ojca. Wspomina innych zmarłych z rodziny, a przez karty książki przewija się postać nieżyjącej babci autorki. To na jej przykładzie pokazuje, jak na różny sposób można próbować radzić sobie i pogodzić ze stratą bliskiego: za każdym razem, gdy stojąc lub sunąc w korku mogę spojrzeć w stronę balkonu, mam nadzieję zobaczyć na nim babcię. Moje przepracowanie straty polegało na twardym patrzeniu w pustkę między pelargoniami. Zadałam sobie to ćwiczenie. Każdy, kto kiedyś kogoś stracił, wie, że najtrudniej jest przeżyć pustkę w najbardziej oczywistych miejscach i sytuacjach.
A wszystko dzięki RMF Classic/fot. autor bloga |
Umarł mi nie jest książką łzawą. Trochę może wbrew tematowi jest ona bardzo rzeczowa, konkretna, autorce mimo traumatycznych przeżyć udało się opublikować pozycję bardzo uporządkowaną. Nie spisuje tego w żadnym razie na minus, czasem takie syntetyczne zdania bardziej ściskają za gardło niż chaotyczne wynurzenia. Znakomicie Inga Iwasiów kreśli emocje, wątpliwości, które nie nasuwają się na pierwszy plan, gdy myśli się o śmierci, a także swoistą bezradność wobec tego wydarzenia: podeszłam do ojca bez planu, właściwie nieprzygotowana. Czekając przed kaplicą cmentarną, nie myślałam, na co czekam. Emocje skondensowały się we mnie jak wstrzymane pod wodą powietrze. Nie chciałam poczuć, że jest zimny. Nie chciałam go tak beznadziejnie żałować. Iwasiów obnaża także mit preferencji szybkiej, nagłej śmierci. Mimo, że teoretycznie każdy by takiej sobie życzył i w wielu sytuacjach wypowiadamy te życzenie głośno, to, jak zauważa autorka, nagła śmierć, chociaż najlepsza dla odchodzącego, wrzuca osieroconych w głęboką studnię żalu, pretensji, niezgody.
Najgorsza rzecz w zmarłym: nie mam krytycznych uwag. Nie znajduję przeciwwagi dla tęsknoty w złości. Inga Iwasiów przeprowadziła swoistą autoterapię, obnażyła się przez czytelnikiem tak ze swojej wielkiej miłości do ojca, jak i bólu, z którym musiała się zmagać po jego odejściu. Podziwiam autorkę za podjęcie takiego wyzwania, podziwiam też za to, że tak świetnie sobie z nim poradziła. Umarł mi. Notatnik żałoby jest mimo swojego osobistego charakteru tak naprawdę książką uniwersalną, a chyba każdy, kto stracił ukochaną, bliską osobę choć w części zgodzi się ze spostrzeżeniami Iwasiów. Nie będę rozpatrywać Umarł mi w kategoriach książek ważnych czy potrzebnych. Powiem tylko, że jeżeli czujecie, że chcecie taką pozycję przeczytać, to warto.
cytaty za Umarł mi. Notatnik żałoby Ingi Iwasiów
ocena: 8,5/10
Komentarze
Prześlij komentarz